niedziela, 19 lutego 2017

VESCERA - Beyond the Fight (2017)

Micheal Vescera to jeden z najbardziej zapracowanych muzyków heavy metalowych i co jakiś czas pojawia się płyta z tym wokalistą. To człowiek, który dał się poznać jako wokalista w zespole Yngwiego Malmstena, Loudness czy Obession. Do ostatnich ciekawych wydawnictw z nim w roli głównej na pewno trzeba zaliczyć Animetal Usa czy powrót z Obsession. W tym roku Micheal Vescera powraca z swoim zespołem Vescera, który wydał debiutancki album „Beyond the Fight”.

Vescera podpisał kontrakt z Pure Steel Records, po tym jak solowy projekt Micheal Vescera przekształcił się w pełnoprawny zespół. U jego boku jest dobrze działająca sekcja rytmiczna i uzdolniony gitarzysta Mike Petrone, który wygrywa sporo intrygujących i zadziornych partii gitarowych. Solówki zagrane są z nutką finezji i z polotem. Na płycie słychać, że panowie dobrze się bawią i całość brzmi bardzo naturalnie. Nie jest to zagrane na siłę, zwłaszcza że Vescera gra muzykę już nam znaną z innych wcieleń Micheala Vescera. Tak więc usłyszymy tutaj coś z Loudness, coś z Obsession czy Animetal Usa. Co na pewno zaskakuje to, że płyta jest bardzo równa, dynamiczna i przebojowa, a przy tym klasyczna. Jest to bez wątpienia jedno z najlepszych wydawnictw ostatnich lat, jeśli chodzi o tego wokalistę.

Płytę otwiera dynamiczny, agresywny, speed metalowy „blackout in paradise”, który zaskakuje techniką, wykonaniem i aranżacjami. Dawno Vescera tak mnie nie zaskoczył, ale brzmi to fenomenalnie. „In the night” jest prostszy w swojej formie, choć nie jest to jego wadą. Większa zadziorność i hard rockowy feeling sprzyja temu kawałkowi, czyniąc go jednocześnie jednym z największych hitów na płycie. Jeszcze ostrzejszy jest bez wątpienia „Stand and fight”, który ociera się o amerykański power metal. Tutaj słychać jak niezłym gitarzystą Mike Portney, który potrafi połączyć dynamikę, agresję i melodyjność. Nieco toporności i takiego mroku można uświadczyć w „Dynamite”, który ma coś z Accept. Ostry riff to cecha energicznego „Looking for Trouble”, choć i tutaj band przemyca znamiona hard rocka. Dalej jest również dobrze bo pojawia się urozmaicony „Vendetta” i chwytliwy „Trouble Man”, który utrzymują wysoki poziom płyty. Na sam koniec mamy równie udany i przebojowy „Suite 95

Micheal Vescera wrócił z naprawdę bardzo dobrym album, który oddaje to co najlepsze w jego twórczości. Nie zabrakło killerów, prawdziwych hitów i ciekawych zagrywek gitarowych. Jest klasycznie, jest mocno i do przodu. Ta płyta ma szansę namieszać w zestawieniach tegorocznych.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz